Wstęp Zawsze myślałem, że znam samego siebie. Byłem pewien, że jestem na tyle silny, że nikt

środa, 25 czerwca 2025

Bartłomiej Dusza "Drugie życie" - recenzja patronacka

 


Dziś przychodzę do Was z recenzją książki, która totalnie mnie zszokowała – i to od pierwszych stron.

Marta i jej mąż wychowują pięcioletniego Kubę. Pewnego dnia chłopiec znika bez śladu… by niespodziewanie odnaleźć się po pięciu latach. Niby brzmi to jak dramat, który już gdzieś słyszeliśmy. Ale nie tym razem. Bo Kuba wygląda dokładnie tak samo, jak w dniu zaginięcia. Nie postarzał się ani o dzień.

Komisarz Tymkowski, próbując rozwikłać tę niepokojącą sprawę, trafia na trop prowadzący do tajemniczego psychiatry. Pytań jest coraz więcej, a odpowiedzi nie przybywa.
Czy Marta straciła zmysły? A może ktoś próbuje ją do tego doprowadzić?
Gdzie w tym wszystkim podziewa się jej mąż, gdy ona coraz bardziej pogrąża się w chaosie?
I wreszcie – czy Tymkowski zdoła odkryć prawdę, zanim będzie za późno?
Jaką cenę trzeba będzie za nią zapłacić?

Muszę przyznać – już dawno nie czytałam tak dobrej książki. I to z kilku powodów.

Po pierwsze – akcja. Rozwija się od razu, bez zbędnego przeciągania. Autor nie każe nam czekać na "moment kulminacyjny", tylko wrzuca nas w wir wydarzeń już na samym początku – i robi to z wyczuciem, płynnie, z sensem.

Po drugie – fabuła. Zaskakująca, niepokojąca, pełna zwrotów akcji. Gdy już wydaje się, że wiemy, kto za czym stoi, autor natychmiast burzy nasze domysły. I robi to wielokrotnie. Dzięki temu do ostatniej strony nie jesteśmy pewni, kto tak naprawdę jest winny, a kto – ofiarą. Napięcie budowane jest perfekcyjnie, m.in. dzięki przeplatającym się rozdziałom – raz z perspektywy zrozpaczonej matki, raz komisarza prowadzącego śledztwo.

Po trzecie – postacie. Prawdziwe, wyraziste, z krwi i kości. Długo po zakończeniu lektury miałam wrażenie, że to jedna z tych historii, które aż proszą się o ekranizację. I to taką z obsadą, która naprawdę uniesie emocjonalny ciężar tej opowieści.

Spodziewałam się, że autor zaserwuje nam mocne zakończenie… ale to, co dostałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wow.

Polecam każdemu, kto lubi mroczne klimaty kryminalno-psychologiczne, gdzie nic nie jest oczywiste, a finał zaskakuje nawet najbardziej spostrzegawczego czytelnika. Przy tej książce czujesz się jak detektyw – razem z Tymkowskim próbujesz odkryć, co jest prawdą, a co złudzeniem.

 

Moja ocena: 10/10

 

Współpraca reklamowa z:

Wydawnictwo Nowoczesne 

czwartek, 19 czerwca 2025

Katarzyna Grabowska "W kolorze krwi. Dziedzictwo przodków" - recenzja


Ta książka przyciągnęła mnie dosłownie wszystkim – nietuzinkową, przyciągającą wzrok okładką, mrocznym tytułem i intrygującym opisem. Historia Barbary i Adama, którzy po śmierci ojca tracą wszystko i zmuszeni są opuścić Atlantę, przenosi nas do Elizabethtown – rodzinnego miasteczka ich taty. Tam trafiają pod dach tajemniczej ciotki – kobiety z pozoru ciepłej i serdecznej, ale jednocześnie skrywającej coś, co budzi niepokój. Szybko okazuje się, że nie tylko ona ma swoje sekrety – równie niejednoznaczna jest nowa przyjaciółka Barbary oraz jej brat Lucas, nauczyciel historii.

Muszę przyznać, że klimat tej powieści całkowicie mnie oczarował. Tajemniczy, gęsty, lekko niepokojący – dokładnie taki, jaki uwielbiam. Co ciekawe, choć zwykle nie przepadam za długimi opisami i zdecydowanie bardziej cenię wartkie dialogi, tutaj było odwrotnie. Opisy wręcz hipnotyzowały, budowały atmosferę i sprawiały, że z przyjemnością zagłębiałam się w kolejne strony. To naprawdę rzadkość.

Niestety, mimo świetnego pomysłu, poczułam lekki niedosyt. Akcja rozwijała się bardzo powoli – za długo czekałam na moment, w którym „coś” się zacznie dziać. A kiedy już się zaczęło... zostało potraktowane zbyt pobieżnie. Szczególnie rozczarowała mnie relacja Barbary i Lucasa. Od początku było czuć między nimi napięcie, ale do niczego konkretnego nie doszło. Jeśli liczycie na romans, a już tym bardziej na sceny z nutą erotyki – uprzedzam: nic z tego. Wzdychanie i niewypowiedziane myśli to maksimum, na jakie możecie liczyć. Szkoda, bo przy tak mrocznym klimacie i potencjale tej historii, odrobina namiętności mogłaby dodać jej pikanterii i głębi.

Najbardziej wciągającym wątkiem okazała się dla mnie postać Nata – chłopaka zakochanego w Barbarze, który w toku wydarzeń odkrywa nie tylko pewne sekrety, ale i swoje... przeznaczenie. Jego wewnętrzna przemiana, decyzje i tajemnice wprowadziły do fabuły nową energię. To właśnie dzięki niemu końcówka książki była prawdziwie zaskakująca, mroczna i... mocna. Ostatnie sceny dosłownie wbiły mnie w fotel i mimo wcześniejszego zawodu, natychmiast pojawiła się we mnie chęć poznania dalszego ciągu.

Podsumowując: jeśli kochacie mroczne, tajemnicze opowieści z elementami nadprzyrodzonymi, krwawymi wydarzeniami i doskonale zbudowaną atmosferą – ta książka może przypaść Wam do gustu. Jeśli jednak liczycie na intensywną relację między bohaterami, rozwinięty wątek romantyczny czy choćby subtelne sceny zmysłowości – tutaj tego nie znajdziecie.


Moja ocena: 7/10

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem
Miasto Książek

piątek, 6 czerwca 2025

Szymon Mandrak "Wrócił?" - recenzja patronacka


 

Szymon Mandrak w swojej najnowszej powieści serwuje czytelnikom historię pełną napięcia, w której przeszłość brutalnie wdziera się w teraźniejszość. "Wrócił?" to nie tylko thriller z mocną zagadką kryminalną, ale też poruszająca opowieść o winie, utracie i trudnej sztuce mierzenia się z demonami własnej przeszłości.

Wiktor Białkowski, rozwiedziony trzydziestolatek, przyjeżdża do rodzinnej miejscowości, by odnowić dom z dzieciństwa i spędzić czas ze swoim ośmioletnim synem. Z pozoru zwykły wyjazd szybko zamienia się w dramat, gdy chłopiec znika w tajemniczych okolicznościach. Powraca koszmar sprzed lat — gdy jako dwunastolatek Wiktor był świadkiem makabrycznego morderstwa swojego przyjaciela. Nierozwiązana zbrodnia i stare traumy nie dają o sobie zapomnieć, a przeszłość zaczyna przypominać o sobie w najbardziej brutalny sposób.

Autor w mistrzowski sposób przeplata wydarzenia z przeszłości z teraźniejszością, budując gęstą atmosferę niepokoju. Emocje są tu na pierwszym planie — rozpacz ojca, strach o dziecko, wyrzuty sumienia i bezsilność wobec przeszłości. 

Mandrak nie szczędzi czytelnikowi mocnych wrażeń — brutalne opisy, sugestywne sceny i doskonale sportretowane dramaty wewnętrzne bohaterów sprawiają, że trudno oderwać się od lektury. Szczególne wrażenie robi konstrukcja głównego bohatera — Wiktor nie jest krystalicznym herosem, ale człowiekiem z przeszłością, błędami i słabościami, co czyni go jeszcze bardziej autentycznym.

Dialogi są proste - czasami może nawet zbyt proste, co momentami trochę jednak mi przeszkadzało. Podobnie jak niektóre sceny, których opis bywał zbyt długi, przez co zamiast budować napięcie - rozładowywał je. Nie powiedziałabym jednak, że to jakoś bardzo źle wpłynęło na całościowy odbiór powieści.  

"Wrócił?" to opowieść, która nie kończy się z ostatnią stroną — zostawia po sobie ślad i zmusza do refleksji nad tym, jak łatwo jedno wydarzenie może zaważyć na całym życiu. Idealna propozycja dla fanów thrillerów psychologicznych, którzy szukają czegoś więcej niż tylko wartkiej akcji.


Moja ocena: 8/10 

 

Współpraca reklamowa z 

Wydawnictwem WasPos 

piątek, 30 maja 2025

La Roche-Posay - DUET EFFACLAR na objawy trądziku u dorosłych - recenzja

 

 



Dorośli, przyznajcie się – kto z Was wciąż zmaga się z wypryskami i niedoskonałościami?
Tak, tak… trądzik potrafi dać w kość nie tylko nastolatkom, ale i nam, dorosłym.

Jakiś czas temu wpadły w moje ręce produkty od La Roche-Posay stworzone z myślą o walce z trądzikiem u dorosłych. W zestawie znalazłam:

  • EFFACLAR A.Z. Żel-Krem

  • EFFACLAR Skoncentrowane Serum

Miałam wobec nich spore oczekiwania – szczególnie że z innymi kosmetykami tej marki mam bardzo dobre doświadczenia i często po nie sięgam.

Co obiecuje producent? Skuteczne zwalczanie nawracających wyprysków i poprawę napięcia skóry.
Jak to wyglądało u mnie?

Testowałam tak: krem rano i wieczorem, serum wyłącznie na noc.

Efekty? Już po kilku dniach zauważyłam poprawę. Istniejące wypryski zaczęły szybciej znikać, skóra w wielu miejscach się wygładziła. Nowe niedoskonałości wciąż się pojawiały, ale... znikały znacznie szybciej niż zwykle.

Na plus muszę też zaliczyć fakt, że krem świetnie sprawdza się pod makijaż – nie roluje się, nie zapycha i jest hipoalergiczny, więc odpowiedni nawet dla wrażliwców.

Minus? Cena. Ale wychodzę z założenia, że za dobre kosmetyki warto zapłacić więcej – a ten duet naprawdę robi robotę.

Z czystym sumieniem polecam każdemu, kto szuka skutecznego wsparcia w walce z trądzikiem w dorosłym wieku!

Moja ocena: 10/10 

czwartek, 29 maja 2025

Kapsułki do prania Ariel Extra Stain Removal PODS+ -recenzja

 

#współpracareklamowa dla ARIEL.

Ile razy robię pranie w tygodniu?
Nie wiem. Straciłam rachubę gdzieś między ketchupem na bluzce, czekoladą na spodniach i błotem na wszystkim innym. Życie z trzylatką to nie bajka. To codzienna walka… z plamami.

I wtedy pojawiły się Ariel Extra Stain Removal PODS+ – jak wybawienie w małej kapsułce.

Nie spodziewałam się cudów, a tu proszę – ubrania czyste, plamy znikają, nawet te, które zdążyły już założyć rodzinę i planowały osiedlić się na stałe. Można prać na szybkim programie, w niższej temperaturze – efekt zawsze ten sam: jak nowe.

A zapach? Mmm… intensywny, ale przyjemny. Zostaje na ubraniach po suszeniu, co jest wyczynem samym w sobie. I co najważniejsze – nie przyprawia o ból głowy, a jestem w tej kwestii wybredna.

Myślę, że Ariel zagości w moim domu na stałe, bo skoro się sprawdza po co tracić czas i szukać dalej (można w tym czasie machnąć jedno pranie ;) ).  

 

Moja ocena: 10/10 

*przechowuj zawsze poza zasięgiem dzieci! 

 

piątek, 16 maja 2025

dr Mindy Pelz "MENO reset" - recenzja

 


Menopauza to etap, który prędzej czy później dotknie każdą z nas. Choć jest to naturalny proces biologiczny, często wiąże się z ogromnym wyzwaniem – zarówno fizycznym, jak i emocjonalnym. Dla wielu kobiet to czas pełen niepokoju, dezorientacji i poczucia utraty kontroli nad własnym ciałem. Huśtawki nastrojów, problemy ze snem, przybieranie na wadze czy uderzenia gorąca to tylko niektóre z objawów, które potrafią zdezorganizować codzienne życie. Jeszcze trudniejsze staje się to wszystko, gdy brakuje zrozumienia – ze strony otoczenia, lekarzy, a czasem nawet nas samych. Właśnie dlatego tak ważne są głosy, które przełamują ciszę wokół menopauzy i pokazują, że nie jesteśmy same. Jednym z nich jest książka dr Mindy Pelz „MENO reset”.

Na samym początku autorka zwraca uwagę na ważność tematu, a także przybliża z czym wiąże się okres menopauzy, co dokładnie dzieje się w kobiecym organizmie i jakie hormony są za to odpowiedzialne. Pierwsze strony dają ogromne wsparcie kobietom, pokazując, że nie są one odosobnione w tej drodze. Znajomość podstaw medycznych sprawia, że bardziej zaczynamy rozumieć pewne zmiany, a także zaczynamy dostrzegać, że wynikające z tych zmian emocje, zachowanie, nie są naszą winą, że za to wszystko odpowiedzialna jest biologia i…. pewne nasze nawyki, które utrwalaliśmy całe życie.

Na przykład stres, który w pewien sposób odkładał kortyzol w naszym organizmie, który to potrafi odezwać się nawet wiele lat później i siać spustoszenie. Ta kwestia w książce była dla mnie najciekawsza i najbardziej zaskakująca. Ale poza stresem ważny okazuje się nasz sposób żywienia. Autorka dzieli się planem postnego resetu, który ma za zadanie wspomóc kobietę zarówno przed jak i w trakcie trwania menopauzy, obniżając jej skutki.  

Szczerze powiedziawszy bardzo trudno jest mi oceniać tą lekturę. Dostrzegłam w niej bowiem zarówno ogromny potencjał i wsparcie, jak i niekiedy trudno było mi zrozumieć i zgodzić się z pewnymi kwestiami. Bo o ile początek wspierający kobietę i wyjaśniający pewne mechanizmy zachodzące w organizmie był dla mnie bardzo wartościowy, tak zupełnie nie przemawia do mnie prezentowany przez autorkę post. Nawet jeżeli on naprawdę pomaga (bo tego nie kwestionuję, choć nie stosowałam) to nie wyobrażam sobie postu „od kolacji do kolacji” (umarła bym z głodu, zasłabła, nie potrafiła myśleć i chodziła bym zdenerwowana, bo człowiek zdenerwowany to człowiek głodny xd). Post „trzydziestosześciogodzinny”  by mnie dobił. A post „suchy”, podczas którego przez 12 -24h nie spożywasz jedzenia, ani WODY … brak słów.. Autorka fajnie wyjaśnia działanie każdego z nich, jednak dla mnie brzmi to jednak absurdalnie, zbyt drastycznie.

Czy polecam tą pozycję? Nie… Ale uważam, że warto przeczytać początek, a zwłaszcza powinni zapoznać się z nim mężczyźni, aby lepiej potrafić zrozumieć kobiety wchodzące w ten trudny etap.

Moja ocena: 5/10

Współpraca reklamowa z

Wydawnictwo Znak

środa, 14 maja 2025

Chusteczki wodne nawilżane HiPP Babysanft Pure Water - recenzja

 




#współpracareklamowa dla @hipp.polska


Dziś chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami po przetestowaniu chusteczek nawilżanych marki HiPP. To produkt, bez którego nie wyobrażam sobie codziennego funkcjonowania – towarzyszy mi zarówno podczas spacerów z córką, jak i w domowych sytuacjach awaryjnych, kiedy liczy się szybkie i skuteczne działanie.

W ciągu ostatnich lat miałam okazję przetestować wiele różnych chusteczek nawilżanych – jedne były lepsze, inne rozczarowywały. Niestety, często trafiałam na produkty, które zostawiały nieprzyjemnie tłustą warstwę na skórze, a ich skład pozostawiał wiele do życzenia. Zdarzało się nawet, że po lekkim ściśnięciu z chusteczki wypływało coś, co bardziej przypominało mydlaną pianę niż delikatny płyn do pielęgnacji skóry.

Dlatego z ogromną radością i ciekawością sięgnęłam po chusteczki HiPP. Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że trafiłam na produkt, który spełnia moje oczekiwania – a nawet je przewyższa.

Na szczególną uwagę zasługuje ich doskonale przemyślana konstrukcjapraktyczna klapka sprawia, że chusteczki nie wysychają, a sięganie po kolejną sztukę jest wyjątkowo wygodne i higieniczne. To niby detal, ale w codziennym użytkowaniu robi ogromną różnicę.

Jednak to, co dla mnie najważniejsze, to skład. Chusteczki HiPP zawierają zaledwie dwa składniki, z czego 99,9% to czysta woda. Brzmi jak banał, ale dla skóry – zwłaszcza tej delikatnej, dziecięcej – ma to kolosalne znaczenie. Nie ma tu zbędnych substancji zapachowych, drażniących dodatków czy tłustych filtrów. Używając ich, mam pewność, że nie obciążam skóry córki niepotrzebną chemią.

Co więcej, to chusteczki bezpieczne już od pierwszego dnia życia dziecka. To dla rodziców niezwykle cenna informacja – zwłaszcza w morzu produktów, które często z założenia nie nadają się dla noworodków.

Podsumowując – chusteczki HiPP towarzyszą mi teraz nie tylko podczas codziennych spacerów, ale i w każdej sytuacji, gdy potrzeba czegoś delikatnego, a zarazem skutecznego. Ich naturalny skład, wygodne opakowanie i bezpieczeństwo stosowania sprawiają, że z czystym sumieniem mogę polecić je każdemu rodzicowi – i nie tylko. To produkt, który naprawdę ułatwia życie.


Moja ocena: 10/10

Tu możesz zamówić produkty od HiPP

#delikatnoschipp #kosmetykihipp #hippbabysanft #hipppolska #mamapoleca #kosmetykidlaniemowlat#chusteczkinawilżane #trnd.