Tulia Topa dorastała w rodzinie Świadków Jehowy. Jej dzieciństwo i młodość były podporządkowane restrykcyjnym zasadom narzucanym przez Ciało Kierownicze. Dodatkowym ciężarem był fakt, że ojciec pełnił funkcję starszego zboru – zamiast ułatwiać życie, sprawiało to, że Julia musiała być jeszcze ostrożniejsza. Każdy jej ruch był obserwowany i oceniany.
W pewnym momencie jednak nastąpił przełom. Tulia postanowiła odejść z organizacji, a to oznaczało, że w oczach rodziny i wspólnoty stała się kimś obcym, kimś „złym”. Została wykluczona, ale mimo tego nie żałowała swojej decyzji. To nie była łatwa droga, ale była jej własna.
W książce autorka prowadzi nas przez kolejne etapy swojego życia – od dzieciństwa po dorosłość. To nie tylko zapis wspomnień, ale też bardzo szczere pokazanie świata, w którym radość i wolność bywają tłumione pod przykrywką bezpieczeństwa. Podczas lektury cały czas miałam wrażenie, że Tulia to niezwykle silna i odważna kobieta. Nie każdy miałby tyle determinacji, by się wyrwać. I jeszcze mniej osób zdobyłoby się na to, by opowiedzieć swoją historię publicznie.
Dużym plusem jest styl – prosty, naturalny, sprawiający, że czytelnik czuje się jakby autorka siedziała obok i opowiadała wszystko wprost. Dzięki temu emocje są naprawdę intensywne i łatwo wsiąknąć w tę opowieść.
Na końcu książki czeka list do rodziców. Piękny, szczery i bolesny zarazem – to fragment, który mocno chwyta za serce i na długo zostaje w pamięci.
„Jak rozbiłam szkło” to książka, po którą naprawdę warto sięgnąć. Dla tych, którzy chcą zobaczyć, jak wygląda życie w zamkniętej wspólnocie religijnej. Dla tych, którzy sami znaleźli się w podobnym miejscu i szukają odwagi. Ale też dla wszystkich ciekawych świata. To mocne i prawdziwe świadectwo, które trudno odłożyć bez emocji.
Moja ocena: 9/10
Współpraca reklamowa z
Wydawnictwem Znak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz